66 R o z d z i a ł i – r o l a K U lt U rY w Ks z ta łt owa N i U s p o ł e cz e ń s t wa ... charakteryzuje kategorialnie wyodrębnione społeczności. Z analitycznego punktu widzenia na jej całokształt składają się zespoły dziedzin techniczno-użytkowych (instrumentalna sfera kultury) oraz kultura symboliczna, którą Kmita woli teraz nazywać „kulturą operowania symbolami”. Kulturę wchodzących w grę społeczności (wspólnot kulturowych) rozpoznaje się i interpretuje z punktu widzenia wartości oraz dyrektyw powszechnie respektowanych/akceptowanych w danej wspólnocie. Kultura jest realnością vorhanden, a więc sferą, w obrębie której jednolicie maksymalizuje się daną wartość w ujednolicony dla niej sposób. Tym samym otwiera się tutaj pole do owych – wspominanych przez Kmitę – doprecyzowań takiego ramowego ujęcia kultury jako wiedzy w najogólniejszym rozumieniu. Podobnie jak on, nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy rezygnować zarówno z ramowej charakterystyki kultury, jak i z jej szczegółowej interpretacji. Decydują o tym przytoczone wcześniej „dwa względy”, na które powołuje się autor, warto jednak dodać dodatkowy argument na rzecz podobnego myślenia. Wróćmy na moment do cytatu z rzeczonego podręcznika kulturoznawczego, w którym jest mowa o tym, że właściwie wszyscy – indywidualnie i zbiorowo, mają jakąś kulturę. Na gruncie społeczno-regulacyjnej koncepcji kultury można byłoby powiedzieć: tak jest, o ile jednak uda się wykazać, że każdorazowo mamy do czynienia z pewnym zespołem utrwalonych sądów podzielanych w obrębie społeczności, dla której wyodrębnienia racją dostateczną może być sam fakt, że respektowanie/akceptowanie owych sądów wiąże się z określeniem tożsamości zbiorowej. Jak się bowiem wydaje, ten typ kultury, o którym pisze od lat Jerzy Kmita, to nie co innego, jak głośne dzisiaj (a z historyczno-genetycznego punktu widzenia zrozumiałe) tzw. kultury tożsamościowe, budowane obecnie z pełną świadomością, że posiadać kulturę (i grupę przynależności tym samym) jest równie ważne, jak posiadać adres. Z tego względu nie można traktować jako niedorzecznego przekonania, że może istnieć „kultura twojej ulicy” – o tylejednak,o ile kultura operowania symbolami w jej obrębie ma charakter ujednolicony i wspólnotowy jednocześnie. Jestem przekonany, że znajdziemy taką wspólnotowo-tożsamościową kulturę na niektórych jeszcze ulicach warszawskiej Pragi, ale próżnym trudem